Współczesnemu człowiekowi asceza kojarzy się z zamierzchłą przeszłością,
z posępnymi postaciami o wydłużonych twarzach, surowymi w stosunku do siebie i innych, okładającymi się dyscypliną, noszącymi włosiennice; z ludźmi, którzy byli praktykami wyrzeczenia i pokuty. Tymczasem sens ascezy jest zupełnie różny od jej obiegowego znaczenia. Istnieje błędna opinia, że ascetyzm jest dla mnichów albo dla zakonnic, odizolowanych od świata, pozamykanych w klasztorach, a przecież nie jest ona zupełnie obca pewnym kręgom naszej kultury, gdzie – by wydobyć z ciała maksimum jego możliwości poddaje się je dyscyplinie, morderczemu wręcz treningowi, niekiedy z dodatkiem jakiegoś środka wspomagającego, o równie morderczym działaniu. Już św. Paweł w Liście do Koryntian zwracał uwagę na potrzebę wysiłku, który jest niezbędny do zwycięstwa – zarówno wysiłku duchowego, którego celem jest osiągniecie zjednoczenia z Bogiem, jak i wysiłku fizycznego, którego nagrodą winno być zwycięstwo w zawodach.
Czy nie wiecie – pytał apostoł – że zawodnicy na stadionie wszyscy biegną, a tylko jeden zdobywa nagrodę? Tak biegnijcie, abyście nagrodę zdobyli. A każdy zawodnik od wszystkiego się wstrzymuje, tamci wprawdzie, aby znikomy zdobyć wieniec, my zaś nieznikomy. Ja tedy tak biegnę, nie jakby na oślep, tak walczę na pięści, nie jakbym
w próżnię uderzał; Ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony1
Podążając za myślą św. Pawła nie można nie zauważyć, że asceza we współczesnym świecie zyskuje nowy wymiar, nie koniecznie wymiar sakralny, duchowy. Wychodzi
z monasterów, chciałoby się powiedzieć – na ulice, wypełniając siłownie i hale sportowe „nowoczesnymi ascetami”, którzy pragnąc nadać swojemu ciału jak najdoskonalszy kształt, trudzą je nieludzkim wysiłkiem.