Latem 1989 roku Wilk wyjechał do Berlina, skąd pisał korespondencje do „Młodej Polski” na kilka miesięcy przed upadkiem Muru. Tu spotkał Maszę Parsgen, zakochaną w Rosji córkę niemieckiego dziennikarza, wieloletniego korespondenta, jeszcze przed wojną pracującego w Moskwie. Spotkanie to okazało się dla Wilka, który po gdańskich doświadczeniach nie bardzo miał ochotę wracać do kraju, brzemienne
w skutki. To właśnie Masza jako pierwsza zwróciła uwagę przyszłego mieszkańca Sołowek na Rosję jako miejsce, w którym będzie czuł się najlepiej. Wilk przyjął te słowa ze zdziwieniem, a zarazem z rozbawieniem: on – syn wypędzonych przez Armię Czerwoną lwowiaków, opozycjonista, który z domu wyniósł antyrosyjską fobię, teraz sam miałby się osiedlić w kraju dawnych oprawców? Jednak Masza uparcie twierdziła, że najlepszym miejscem dla Wilka będzie Rosja, pod warunkiem, że pojedzie do niej uprzednio zwiedziwszy – dla kontrastu – Stany Zjednoczone Ameryki Północnej.
Pół roku później, na zaproszenie profesora Alana Mandelbauma, autor Konspiry znalazł się w USA z cyklem odczytów o „Solidarności”. Kolejnym krokiem w karierze pisarza – reportażysty miała być książka o Gdańsku, dokładniej o kilku gdańszczanach, którzy odegrali znaczącą rolę w czasie strajków na Wybrzeżu. Gdańsk. Historia otwarta – taki tytuł miał nosić nowy zbiór reportaży, lecz po rozmowie z profesorem Mandelbaumem, Wilk porzucił ten pomysł. Mandelbaum twierdził bowiem, że Polska jest już nieaktualnym tematem, że za kilka lat nikt się nią nie będzie interesować. Natomiast, jeśli Wilk zwróci swoją uwagę w kierunku Rosji – tematów do pisania nie zabraknie mu do końca życia . Po latach Wilk zauważył, że to był drugi (pierwszym było spotkanie z Maszą) trop, drugi sygnał . Decyzja o wyjeździe do Rosji zapadła kilka miesięcy później, w zgoła anegdotycznych okolicznościach: we wrześniu 1990 roku w wywiadzie dla jednej z amerykańskich gazet Wilk zażartował, że jeśli Wałęsa zostanie prezydentem Polski, to on poprosi o azyl w Rosji . Natomiast momentem przełomowym w życiu dziennikarza była zima 1990/1991, kiedy to mieszkał na Cape Cod, w domu jednego z bostońskich profesorów nad Atlantykiem. Wieczorami chadzał do pobliskiego baru, gdzie barmanem był pewien Meksykanin, który uważał Wilka za Rosjanina. Wszelkie próby wyjaśnienia, że Polska i Rosja to dwa różne kraje, spęzły na niczym. Pewnego styczniowego wieczoru, kiedy barman składał mu gratulacje z okazji zdobycia wileńskiej wieży telewizyjnej przez wojska OMON-u*, Wilk uświadomił sobie, że imperium radzieckie jest w stanie rozkładu i że – jeśli chce ów rozkład oglądać – to jedynie z bliska i od początku.
Półtora miesiąca później z akredytacją, co prawda, upadającej „Gazety Gdańskiej”, znalazł się Wilk w Moskwie, jako zagraniczny korespondent. Obserwował referendum w sprawie przyszłości Związku Radzieckiego (17 marca 1991 roku), przyglądał się licznym mityngom. I tu po raz pierwszy odkrył, że wszystko to, czego doświadczył w Polsce, w Europie, nawet w Ameryce, nijak się ma do rzeczywistości rosyjskiej. Jako działacz „Solidarności” i późniejszy korespondent, obserwował i brał udział w wielu strajkach i protestach: oglądał strajk w Stoczni, walki z okresu stanu wojennego na Wybrzeżu czy też we Wrocławiu, upadek Muru berlińskiego, wreszcie protesty w Cambridge przeciw wojnie w Iraku. Ale wszystkie te demonstracje,
w porównaniu z rosyjskimi, były niewielkie – w Moskwie na Plac Maneżny wychodziło ponad pół miliona osób . Demonstracje szybko przerodziły się w pucz*, jednak rozgrywki polityczne nie interesowały Wilka. Gazeta, której był korespondentem, zbankrutowała, a on sam musiał dokonać trudnego wyboru: wracać do Polski, czy zostać w Rosji, ale już na własną rękę, na własny rachunek.
Comments Closed
Comments for this post are now closed.